Kilka zdań na temat figury stojącej na kaźmierskim rynku. Zacznę od tego, że od niepamiętnych czasów na cokole usytuowanym na środku kaźmierskiego rynku górowała postać św. Wawrzyńca. Wawrzyniec żył w III w., był jednym z siedmiu diakonów Kościoła rzymskiego za czasów papieża Sykstusa II. Zginął śmiercią męczeńską 10 sierpnia 258 roku. Tradycja podaje, że pochodził z Hiszpanii, a jego rodzicami byli Orencjusz i Pacjencja. Wiadomość przekazywana z pokolenia na pokolenie wspomina o jego męczeńskiej śmierci na rozżarzonej do czerwoności kracie. Wydarzenie to miało mieć miejsce w Rzymie. Na kilka dni przed śmiercią Wawrzyńca (6 sierpnia), stracono jego zwierzchnika papieża Sykstusa II. W okresie średniowiecza Wawrzyniec był jednym z najpopularniejszych świętych. Wawrzyniec był czczony jako patron ubogich, piekarzy, kucharzy i bibliotekarzy. Uważano, że chroni od pożarów i pomaga w chorobach reumatycznych oraz w poparzeniach. Według legendy miał schodzić, co piątek do czyśćca, po to, by wybawić jedną duszę. W ikonografii św. Wawrzyniec, przedstawiany jest jako diakon w dalmatyce. Jego atrybutami są: księga, krata i palma, i właśnie św. Wawrzyniec był nijako patronem naszej miejscowości, a dokładnie kaźmierskiego Rynku. Prawdopodobnie ufundowana przez lokalnych rzemieślników (wśród których było przynajmniej kilku piekarzy) lub właścicieli ziemskich figura świętego, górowała nad kaźmierskim Rynkiem przez wiele lat, aż do II wojny światowej. Dokładnie stała tam do roku 1941. Z opowiadań dawnych mieszkańców m.in. p. Mariana Stachowiaka (rocznik 1930) wiem, że pierwotnie Niemcy chcieli przymusić tutejszych nastolatków do tego, aby rozbili tę figurę, ale młodociani w żadnym wypadku nie chcieli mieć z tym nic wspólnego.
Według relacji p. Doroty Jaskuły świadkiem zburzenia cokołu i stojącej na nim figury św. Wawrzyńca na kaźmierskim rynku był Aleksander Tobis (rocznik 1932) syn nauczycieli Janiny i Stanisława. Tobisowie mieszkali wówczas na parterze nieistniejącego już budynku szkolnego przy Rynku. Twierdził on, że wraz ze swoją mamą, zza firanki obserwowali ten akt barbarzyństwa. W akt ten byli zaangażowani młodzieńcy (mieszkańcy Kaźmierza) pochodzenia niemieckiego, a najgorliwszy był chodzący przed wojną do polskiej szkoły Niemiec, Karol Schmidt, który także mieszkał przy Rynku.
Co ciekawe szczątki figury św. Wawrzyńca przetrwały czas okupacji na poddaszu domu Schmitdów a zaniósł je tam za zgodą kobiet z rodziny Schmidt Powstaniec Wielkopolski Władysław Drożniewicz. Widzimy więc, że młodzi łykali niemiecką (Hitlerowską) propagandę, a ich matki dalej były wierne tradycji.
Kiedy do Kaźmierza w roku 1946 powrócił ówczesny proboszcz ks. Wacław Faustmann, jego uwagę przykuł brak figury na Rynku. Natychmiast zaniesiono jej szczątki na probostwo, gdzie po oględzinach kawałków i odłamków proboszcz zadecydował, że figura nie nadaje się do odrestaurowania i trzeba pogodzić się z tą wielką stratą. Najpierw rozpoczęto szukanie podobnej wielkością figury św. Wawrzyńca, jednak okazało się, że na ten czas było to niemożliwe. Zapadła więc decyzja o naprawie cokołu. Na cokole ustawiono zakupioną ze środków własnych ks. Faustmanna figurę Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej.
Tutaj też krótkie wyjaśnienie. Otóż w starych zapiskach nazwisko ks. Wacława pisane było Faustmann „przez 2 n”, jednak na początku lat dwudziestych XX w. zmienił on pisownię swojego nazwiska, usuwając jedno „n”. Prawdopodobnie znany ze swego polskiego patriotyzmu ks. Wacław chciał swoje nazwisko wyraźnie spolszczyć. Na koniec wspomnę, że tak bardzo aktywny przy rozbijaniu figury św. Wawrzyńca Karol Schmitd skierowany na front bardzo szybko zginął na wojnie. Możliwe, że usunął ze swego życia patrona, który miał go chronić. Zresztą Karol nie był jedynym zaangażowanym w prześladowanie tutejszych katolików przez młodych Niemców, którzy zaraz po wybuchu wojny zakładali te swoje rude mundurki i zgrywali ważniaków. Był jeszcze jeden taki, co to zwołał kumpli i pościnali krzyże przydrożne przy samej ziemi. Człowiek ten wojnę przeżył, ale osoby, które po wojnie go spotkały, potwierdziły, że skończył na wózku bez obu nóg. Czyżby dosięgła go sprawiedliwość Boska? Niektórzy twierdzili, że tak. Nie mnie jednak to oceniać, ale z historii wiemy, że kto z krzyżem walczył, ten źle kończył.
To by było tyle. Mam nadzieję, że osoby zainteresowane losami figury na Rynku będą usatysfakcjonowane tymi wspomnieniami. Zawiedzeni mogą poczuć się tylko tym, że nie znamy dokładnej daty, od kiedy św. Wawrzyniec spoglądał na kaźmierzan i gości odwiedzających nasz Rynek.
Na zdjęciach; św. Wawrzyniec (fot. z lat 1936-37 z archiwum W. Włodarczaka) i NMP Niepokalana, myślę, że z lat 50-tych ubiegłego wieku, ale daty zdjęcia nie znam. Fot. z archiwum p. B. Galewskiej.